Dzisiaj mam dla Was kolejną perełkę z PlayStation 2 o której właściwie nikt nie słyszał. Zasadniczym problemem z jakim borykał się ten tytuł był fakt, że stojąc w sklepie gracze wahali się z zakupem pomiędzy 10,000 Bullets a Devil May Cry 3…
… a wtedy wybór mógł być tylko jeden. Jak się zaraz okaże, kompletnie niesłusznie.
10,000 Bullets jest strzelaniną z widokiem TPP których na PS2 wyszło naprawdę od groma. Oprócz wspomnianego przed chwilą hitu gra musiała konkurować m.in. ze świetnym Second Sight, Psi-Ops: The Mindgate Conspiracy czy też Gun. Jak widzicie, konkurencja na tym polu była całkiem spora, więc 10,000 Bullets musiałaby być produktem wybitnym, aby być tytułem chociaż odrobinę rozpoznawalnym na sklepowych półkach.
W grze wcielamy się w płatnego zabójcę Crow’a zaś naszym zadaniem jest wykonanie kilku zleceń otrzymanych od mafijnej rodziny Tonio. Brzmi naprawdę banalnie, jednak czego więcej potrzebujemy od strzelaniny ?
Samo założenie gry jest naprawdę proste. Mamy po prostu przejść z punktu A do punktu B zabijając wszystkich przeciwników. Niestety złe skojarzenia z serii DMC oraz Max Payne sprawią, że pierwsze chwile z 10,000 Bullets to prawdziwa katorga. Przeciwników jest mnóstwo, zaś ich kule kąsają ciało bohatera bardzo dotkliwie. Dopiero jak wystrzelony się w mechanikę walki okaże się, że jest ona zupełnie inna niż w w/w tytułach.
Co prawda mamy tutaj również nielimitowana amunicję, bullet time oraz możliwość podbicia przeciwnika w powietrze jednak w 10,000 Bullets wypróżnianie magazynków z prędkością karabinu maszynowego nie sprawi, że będzie się nam grało komfortowo.
Galeria 10,000 Bullets
A to dlatego, że po namierzeniu przeciwnika musimy chwilę odczekać, aż celownik zmieni kolor na czerwony. Wtedy to nasz bohater zada maksymalne obrażenia które de facto gdzieś w połowie gry zaczynają ratować nam tyłek. Pukawki Crow’a mieszczą jedynie 14 pestek zaś animacja przeładowania w ferworze walki trwa za długo abyśmy mogli pozwolić sobie na strzelanie na oślep.
Dlatego też walka w 10,000 Bullets jest odrobinę wolniejsza niż w większości gier TPS, jednak wciąż dostarcza sporą dawkę emocji w trakcie strzelanin. W grze możemy rozwijać kilka umiejętności, jednak wydaje mi się że ta część gry została dorzucona tutaj na siłę. Po ulepszeniu bullet time i discord shot właściwie można w te menu wcale nie zaglądać .
Wykonanie gry nie licząc świetnej ścieżki dźwiękowej jest średnie. W 2005 roku inne firmy wyciskały z czarnulki siódme poty pokazując graczom jak ich gry potrafią dobrze wyglądać na pięciu letniej konsoli. Taito jednak zrobiło niewielki krok wstecz serwując nam grę z nieco rozlazłymi teksturami. Całe szczęście, że płynność gry stoi na wysokim poziomie i w trakcie rozgrywki nie zdarzyły mi się spadki klatek.
Minusem jest wspomniany przeze mnie auto aim. Czasami zdarza mu się obrać na cel coś innego, niż my chcemy przez co dochodzi do niepotrzebnego chaosu. Boli również “atak klonów” czyli bliźniaczo do siebie podobnych przeciwników. Ale w tamtym okresie to był po prostu standard.
Gra oprócz zręcznych palców wymaga od nas odrobiny strategii, gdyż kluczem do przetrwania w tej grze jest umiejętne korzystanie z spowolnienia czasu oraz skrzętne liczenie pozostałej amunicji w magazynkach. Na szczęście mechanikę gry idzie rozgryźć po kilkunastu minutach obcowania z tym tytułem.
Szybki gameplay:
10,000 Bullets dzisiaj.
Muszę przyznać, że to wciąż świetna gra. Na potrzeby tego wpisu poświęciłem 6 godzin na jej przejście i bawiłem się przy niej znakomicie. Ta gra naprawdę jest tak krótka, ale moim zdaniem to plus. Po prostu 10,000 Bullets skończy się zanim znudzi nas ubijanie kolejnych fal bliźniaczo podobnych przeciwników. Tytuł jest poprawnie emulowany na emulatorze PCSX2 jednak aby gra ruszyła, koniecznie musicie wyłączyć MTVU w opcjach.
Na zakończenie umieszczam plik z kodami pod europejską wersję gry (SLES_534.81).
Dziękuję za uwagę.