Sweet Home to survival horror z elementami RPG stworzony przez Capcom w 1989 roku. W Polsce o tym tytule z pewnością nikt nie słyszał a szkoda, gdyż Sweet Home to taki nieoficjalny prekusor serii Resident Evil.
Jako, że mamy Halloween, czyli święto hucznie obchodzonego wszędzie (tylko nie u nas) chciałbym tak samo jak rok temu przedstawić wam jakąś mało znaną, jednak całkiem fajną grę w tematyce horroru. Rok temu zajęliśmy się Chiller, a w tym roku pora na Sweet Home.
Fabuła “Sweet Home” opiera się na japońskim filmie grozy o tym samym tytule, który został wydany w 1989 roku. Suito Homu (co można przetłumaczyć właśnie jako “Sweet Home” lub “Home Sweet Home”) opowiada historię grupy ludzi, którzy udali się do opuszczonej posiadłości w poszukiwaniu cennego obrazu namalowanego przez właściciela domu.
To, co miało być rutynową wizytą, zostało przerwane przez obłąkanego ducha Mamiya Ichirou, żony właściciela, która zaczęła mordować ludzi na prawo i lewo… Czyli mamy tu do czynienia z klasycznym podejściem do tematu, którym raczyły nas horrory w latach osiemdziesiątych.
W grze kierujemy pięcioosobowym zespołem, który niespodziewanie zostaje uwięziony w opuszczonym dworze. Zgodnie z jednym z cliché znanym z horrorów (lub kreskówek ze Scooby-Doo), bohaterowie zazwyczaj nie wykazują się wystarczającym rozsądkiem, aby zrozumieć, że bezpieczeństwo tkwi w liczebności, dlatego musisz podzielić swoją pięcioosobową drużynę na dwie mniejsze grupy, aby dokładnie zbadać każdy zakątek posiadłości.
Gra sprawia wrażenie, jakbyśmy grali w prymitywną wersję Resident Evil. Większość fabuły w grze odkrywa się poprzez czytanie wiadomości rozrzuconych po całej posiadłości i jej terenach. Ponadto, w miarę postępów w grze na swojej drogi spotkamy wiele drzwi, które nie mogą być otwarte, dopóki nie będziemy posiadać odpowiedniego klucza. Jest to kolejny stały element współczesnych “Residentów”.
Pierwsza zasada Sweet Home mówi, że im bardziej zorganizowany jesteś, tym łatwiejsza jest gra. Każda z dwóch drużyn może łącznie pomieścić tylko sześć różnych przedmiotów, co nie ułatwia nam poruszania się po posiadłości. Gra kładzie olbrzymi nacisk na to, aby wiedzieć, jakie przedmioty trzymać w danym momencie i mieć pojęcie (a właściwie mieć wykute na pamięć) gdzie każdy przedmiot się znajduje, aby móc go w razie potrzeby zebrać i użyć.
Bardzo ciekawym mechanizmem w grze jest możliwość żarliwego pomodlenia się. Wiele zagadek w tej grze rozwiązywane jest poprzez zdobycie odpowiedniego przedmiotu, jego użycie, a następnie wybranie opcji “modlitwa” co spowoduje pchnięcie fabuły do przodu. Niestety gra nie mówi dokładnie kiedy mamy to robić, więc często będziemy przemierzać posiadłość w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Albo po prostu odpalicie YouTube, gdyż zagadki w tej grze potrafią zajść za skórę.
Irytujące są również pułapki, na które możemy się napotkać w trakcie zwiedzania lokacji. Co fakt, początkowo mogą nam napsuć trochę krwi, jednak już po kwadransie gry zaczną nas naprawdę irytować i opóźniać eksplorację.
Tak jak wspomniałem, Sweet Home to survival horror z elementami RPG. Jak w większości staroszkolnych RPG walki są tutaj losowe, zaś po ich wygraniu zdobywamy doświadczenie. Niestety, gra jak na RPG jest bardzo krótka (można ją ukończyć w czasie ok. 9h) więc nasze postacie szybko levelują i z powodu “przepakowania” naszych bohaterów większość walk stanowi irytującą formalność…
Same walki są również irytujące z innego powodu. W grze nie ma wewnętrznej waluty. Oznacza to brak sklepów, a także brak konieczności grindowania w celu zdobycia pieniędzy. Każdy cenny przedmiot, jaki znajdziemy w grze, leży na podłodze lub na stole. Oznacza to brak możliwości zakupu przedmiotów leczących, przez co naprawdę często będziemy postawieni przed dylematem, czy wyleczyć się mając chwilę spokoju, czy też stoczyć kolejną walkę z nadszarpniętym zdrowiem licząc na to, że gra nie wylosuje nam przeciwnika, który będzie w stanie ubić naszą drużynę w kilku pierwszych turach.
Galeria: Sweet Home
Grafika w Sweet Home jest dość przyzwoita. Postacie są łatwo rozpoznawalne poza walką, a różne obszary w posiadłości Mamiya są wyraźne i szczegółowe jak na grę ośmiobitową. Ścieżka dźwiękowa pomimo ograniczeń sprzętowych potrafi być wystarczająco niepokojąca, co naprawdę tworzy nieprzyjemne poczucie grozy. Oczywiście dzisiaj tę “grozę” traktujemy z przymrużeniem oka, jednak jak na swoje czasy gra była jednym z kilku horrorów, jaki przeciekł przez durszlak cenzury Nintendo.
Sweet Home dzisiaj.
Szczerze mówiąc, głównym urokiem Sweet Home jest po prostu to, że fabularnie jest znacznie fajniejsze niż inne gry RPG z tamtego okresu. Nie próbujemy tutaj uratować księżniczkę i/lub świat – po prostu staramy się wydostać żywego z posiadłości Mamiya.
Drugim plusem tego tytułu jest fakt, że jest prekursorem serii Resident Evil – dla fana serii to najlepsza rekomendacja. Grę bez problemu uruchomicie na jednym z tych emulatorów konsoli NES, zwanej u nas Pegasusem.
Dziękuję za uwagę i życzę miłego grania !