Chciałbym Wam przybliżyć mało znaną grę o nazwie NanoBreaker, która może być wartą uwagi pozycją. Gra ta jest jakby “prototypem” świetnego Metal Gear Rising: Revengeance. Jej producentem jest Koji Igarashi, znany z współtworzenia kultowej gry Castlevania: Symphony of the Night, która jest jedną z najlepszych gier na pierwsze PlayStation.
Fabularnie te gry są naprawdę do siebie podobne. Tematy poruszane w niej są niemal identyczne do Metal Gear Rising: Revengeance, pomimo że ta gra ukazała się osiem lat później. NanoBreaker skupia się na wojskowym wykorzystaniu ludzi wzmocnionych cybernetycznie jako broni.
Postęp nanotechnologii w świecie NanoBreaker doprowadził do jej wszechstronnego wykorzystania w codziennym życiu. Jednakże, gdy nanotechnologia została zintegrowana z biologią ludzką, narodziły się istoty nazywane Orgamechs. Jak naprawdę łatwo się domyśleć, Orgamechy zaczęły się panoszyć i naszym zadaniem jest ich wyeliminowanie. I to od razu na śmierć 😉
Główny bohater o imieniu Jake, znany jest również pod pseudonimem Genocide Hero, zyskał ten przydomek od swoich licznych sukcesów w eliminowaniu przeciwników. Jego rywal łysy mężczyzna o imieniu Keith, który przypomina nieco postać Sundownera z Revengeance, staje się rywalem Jake’a, a gracz wielokrotnie spotyka się z nim w trakcie głównej fabuły.
Niestety, fabuła w NanoBreaker nie jest aż tak rozwinięta jak w Metal Gear Rising: Revengeance. Temat używania nanotechnologi jest wyłącznie pretekstem do młócki kolejnych fal przeciwników. Zarówno Jake jak i Keith przez całą grę nie mają dylematów moralnych, po prostu mamy tu podział na dobrego, oraz złego i właściwie tyle…
Nie zrozumcie mnie źle, sama koncepcja przedstawionego świata i fabuła jest wystarczająco sensowna by nas nie irytowała, jednak brakuje w niej jakiejś większej głębi. Czegoś, co sprawiłoby żebyśmy z wypiekami na twarzy oczekiwał kolejnego przerywnika.
No, ale to gra typu “idzie gościu z mieczem i pierze”, a na dodatek wydana w 2005 roku. Kto wtedy oczekiwał dobrej fabuły od tego typu gry ?
Głównym orężem naszego protagonisty jest plazmowy miecz, który w trakcie wyprowadzania zabójczych kombinacji ciosów może przybierać formę włóczni, kosy lub topora. Autorzy gry postarali się, abyśmy w trakcie rozgrywki się nie nudzili dając nam naprawdę wiele combosów do odblokowania.
Niestety szybko okaże się, że w trakcie starć będziemy wykorzystywać tylko kilka z nich, gdyż nawet najprostsze kombinacje są tutaj naprawdę skuteczne. Sprawia to, że połowa naprawdę rozbudowanej mechaniki w grze zostaje zepchnięta na dalszy plan na niższych poziomach trudności.
Jest to tym bardziej rozczarowujące z powodu różnorodności przeciwników obecnych w grze. Nanomaszyny bez wątpienia wykazały się inwencją twórczą, wybierając formy, za pomocą których planują zniszczyć ludzkość. Niektóre z nich przybierają postać humanoidów z ostrych kończynami, inne przypominają psy, które atakują z wysoką prędkością, a jeszcze inne przypominają wielkie, zmutowane owady.
Niestety przeciwnicy inteligencją nie grzeszą, przez to starcia z nimi bywają naprawdę nieciekawe i monotonne. Wyprowadzanie 3 – 5 kombinacji na pamięć szybko nuży i starcia ratuje jednie animacje wylewania hektolitrów posoki z pokonanych przeciwników.
Jednak najgorsze w całej grze są momenty platformowe. Skok naszego bohatera jest naprawdę trudny do kontroli, a w grze jest kilka etapów gdzie musimy “popierdzielać” po platformach jak ten znany wszystkim, wąsaty hydraulik.
Graficznie gra wykonana jest poprawnie, model postaci głównych bohaterów zostały starannie zaprojektowane. Wszyscy wrogowie również wyglądają poprawnie. Natomiast muszę przyczepić się do otoczenia, a właściwie aren po których się poruszamy. Wypadają one dość nijako pod względem wizualnym, są szare i naprawdę nieciekawe.
Galeria: NanoBreaker
Dźwiękowcy również się nie postarali. Chociaż ścieżka dźwiękowa brzmi dobrze to jednak przez większość czasu nie pasuje do tego, co wyprawiamy na ekranie. Dialogi wypowiadane z użyciem łamanego języka angielskiego stanowią pozytywny element, który chociaż pierwotnie miał sprawiać wrażenie poważnych, przez swoje nietypowe brzmienie dostarcza naprawdę humorystycznego akcentu. Całe szczęście, że odgłosy walki brzmią na tyle dobrze, że nie męczą naszych małżowin usznych. W przeciwnym wypadku otrzymalibyśmy taki mix gry, w którą się nie da grać (niekiedy koszmarne sterowanie), na nią patrzeć, ani tym bardziej słuchać.
NanoBreaker dzisiaj.
Dla fanów Metal Gear Rising: Revengeance NanoBreaker jest raczej pozycją obowiązkową. Monotonna rozgrywka i mdła fabuła sprawiają, że NanoBreaker staje się szybko nieciekawy, jednak całkiem rozbudowany system kombosów sprawia, że tytułem można się trochę pobawić.
Grę bez problemów uruchomicie na emulatorze PCSX2.
Dziękuję za uwagę i życzę miłego grania !