Wild West C.O.W.-Boys of Moo Mesa to seria bajek dla dzieci o której w Polsce raczej nikt nie słyszał. Osobiście również nic o niej nie wiedziałem, do czasu napisania tego artykułu 😉 Wild West C.O.W.-Boys of Moo Mesa to również gra wydana przez Konami w 1992 roku i na niej właśnie się skupimy 😉
Fabuła w grze jest iście banalna. W wyniku promieniowania bydło rogate (i nie tylko) zamiast paść z powodu radiacji, zmutowało osiągając cechy humanoidalne przekształcając się w pełnoprawne społeczeństwo Dzikiego Zachodu. Jak to w każdej wspólnocie bywa, zawsze znajdą się wyrwani spod prawa bandyci oraz osoby, które będą jego strzec. Nam przyszło pokierować tymi dobrymi 😉
W grze do wyboru mamy 4 postacie. Cowlorado Kid, Dakota Dude, Marshall Moo Montana oraz Buffalo Bull. Niestety różnice w bohaterach są czysto wizualne. Nie ważne co nasza postać dzierży w łapie i tak zadajemy dokładnie te same obrażenia. Wydaje mi się, że te ujednolicenie było spowodowane faktem, że naraz mogło grać na raz nawet czterech graczy. W ten sposób uniknięto sporów pomiędzy graczami przed automatem z grą który z nich pokieruje „tą lepszą” postacią.
Wild West C.O.W.-Boys of Moo Mesa to naprawdę prosta strzelanka, w której naszym jedynym zadaniem jest parcie w prawo i wysyłanie „złodupców” na tamten świat. Jak to w prostych strzelaninach bywa, możemy zbierać przeróżne power-upy wzmacniające naszą postać. A zbiera się je z… latających kurczaków.
Sterowanie w grze jest niezwykle proste. Do „wyboru” mamy jedynie strzał oraz skok, wduszenie dwóch tych przycisków na raz owocuje wykonaniem „baranka” przez naszą postać. Od czasu do czasu przyjdzie nam zdetonować ładunek TNT i to właściwie tyle, by dobrze się bawić.
Tak jak wspomniałem, gra oparta była na animowanej serii więc autorzy gry przyłożyli się do animacji postaci. Nawet jak na dzisiejsze standardy możne się podobać. Udźwiękowienie gry stoi na naprawdę dobrym poziomie, ścieżka przygrywająca w tle nie zapętla się za szybko i nie męczy naszych uszów. Po prostu gra od starego Konami – wykonana idealnie, bez zbędnych baboli… (nie to co dzisiaj…)
Automat z tą grą stał w osiedlowej „gralni” kilka lat i z powodu jajcarskiego podejścia do rozgrywki, był ciągle oblegany. W końcu nie sterujemy kolejnym super-komandosem czy innym koksem, a dobrze animowanym byczkiem którego giwera „nadyma” się przed strzałem. Po dzień dzisiejszy ma to swój urok 😉
Wild West C.O.W.-Boys of Moo Mesa dzisiaj.
Gra jest poprawnie emulowana na M.A.M.E i na potrzeby tego artykułu ukończyłem ją calutką. Zajmuje to średnio ogarniętemu graczowi 40 minut wiec sądzę, że każdy powinien zainteresować się powrotem do przeszłości.