Platoon była jedną z najbardziej zagmatwanych gier, z jaką miałem do czynienia w czasach młodości. W epoce, gdy pożyczanie kartridży bez instrukcji było na porządku dziennym, ukończenie tej gry bez żadnych wskazówek było prawdziwym wyzwaniem. Nie miałem pojęcia, co robić, w którą stronę się udać ani jak radzić sobie z przeciwnikami, którzy pojawiali się na ekranie. W efekcie nigdy nie udało mi się przejść nawet pierwszego poziomu, co było niezwykle frustrujące.
Wracając do niej dziś, moja irytacja była równie duża – a nawet większa, bo teraz wiem, co czekało na mnie dalej. To po prostu słaba gra, co niestety było typowe dla Ocean Software.
Mechanika jest nieintuicyjna, poziomy źle zaprojektowane, a ogólny brak klarowności powoduje, że ciężko czerpać z Platoon jakąkolwiek przyjemność. Niestety, jest to kolejny przykład przeciętnej produkcji od Ocean Software, które miało tendencję do tworzenia gier licencyjnych z dużym potencjałem, ale ostatecznie bardzo kiepskich.
Każdy z czterech poziomów w Platoon reprezentuje inny gatunek gry – i żaden z nich nie jest wykonany dobrze. Najprawdopodobniej większość czasu spędzisz na pierwszym etapie, który przypomina klasyczną platformówkę w stylu side-scrollera. Celem tej misji jest odnalezienie ładunków wybuchowych ukrytych gdzieś w dżungli, wysadzenie mostu prowadzącego do wioski Wietkongu oraz odnalezienie tunelu, który pozwoli na ucieczkę. Brzmi prosto? Nic bardziej mylnego.
Dżungla, w której się znajdujesz, jest niczym labirynt pełen identycznych korytarzy i ścieżek, a jej ogromna skala sprawia, że łatwo się w niej zgubić. Próba odnalezienia właściwej drogi bez ręcznie rysowanej mapy graniczy z cudem, a nawet mając mapę, wciąż można stracić orientację przez chaotyczny układ terenu. Na tym jednak problemy się nie kończą. Gra rzuca w stronę gracza całą masę frustrujących przeszkód, które sprawiają, że rozgrywka staje się bardziej uciążliwa niż satysfakcjonująca. Nieprecyzyjne sterowanie, nagłe ataki przeciwników i brak czytelnych wskazówek co do kierunku sprawiają, że już na starcie gra stawia przed ścianą, przez którą trudno się przebić.
Drugi etap przenosi gracza do labiryntu widzianego z perspektywy pierwszej osoby, gdzie celem jest odnalezienie flar oraz kompasu. W przeciwieństwie do pierwszego poziomu, tym razem gra oferuje automatyczną mapę, która śledzi postępy i ułatwia orientację w terenie. Trzeba przyznać, że jak na możliwości NES-a, płynność przewijania ekranu wypada naprawdę dobrze – zwłaszcza w porównaniu do innych gier próbujących zastosować podobną mechanikę. Dzięki temu eksploracja przebiega w miarę naturalnie i nie sprawia tak dużej frustracji.
Nie oznacza to jednak, że poziom jest wolny od problemów. Przeciwnicy pojawiają się losowo i bez końca, co wymusza szybkie reakcje, aby uniknąć obrażeń. Dodatkowo ograniczona ilość amunicji sprawia, że trzeba rozsądnie nią gospodarować – najlepiej unikać niepotrzebnych starć i jak najszybciej znaleźć wymagane przedmioty. Mimo tych trudności, jest to jeden z bardziej znośnych fragmentów gry, który wyróżnia się na tle reszty i oferuje najmniej powodów do irytacji.
W trzecim etapie Platoon zamienia się w prostą strzelnicę. Musimy eliminować nadciągających żołnierzy ukrytych w mroku, korzystając z wcześniej znalezionych flar. Niestety, ich światło rozjaśnia pole walki tylko na chwilę, więc musisz szybko namierzyć przeciwników i oddać strzał. Teoretycznie da się dostrzec ich sylwetki nawet bez dodatkowego oświetlenia, ale prędzej czy później wróg nas dopadnie.
Największą wadą tego poziomu jest jego rozwlekłość – trwa znacznie dłużej, niż powinien. Rozgrywka nie wymaga małpiej zręczności ani strategii, a jedynie cierpliwego czekania, aż niewidzialny zegar odliczy koniec etapu. To mogła być jedna z najlepszych części gry, ale zamiast tego dostajemy nużącą i powtarzalną sekwencję, która bardziej męczy, niż angażuje.
Finałowy etap przypomina sekcje bazowe z Contry. Ponownie przemierzamy „labirynt” z dżungli, korzystając z kompasu, aby odnaleźć sierżanta Barnesa i wyeliminować go, zanim skończy się czas. Może to tylko moje odczucie, ale kompas okazał się mało przydatny – miałem wrażenie, że na ostatniego bossa trafiłem bardziej przez przypadek niż dzięki wskazówkom.
Limit czasu jest surowy, a sam poziom pozbawiony jakiejkolwiek przyjemności z gry. Choć w teorii finał powinien być najbardziej emocjonującym momentem, tutaj wypada równie słabo, jak reszta gry – czyli nijako.
Platoon dzisiaj.
Platoon to gra, która zawodzi w każdy możliwy sposób. Trudno znaleźć w niej jakiekolwiek pozytywy. Doceniam próbę odtworzenia scen z filmu, ale każda z nich wypada nieudolnie. Twórcy podjęli się ambitnego zadania połączenia czterech różnych gatunków, jednak żaden z nich nie został dobrze zrealizowany. To kolejny przykład nieudanego tytułu opartego na licencji, który można bez wahania wrzucić do stosu słabych gier na NES-a
Grę bez problemów uruchomicie na jednym z tych emulatorów Pegasusa (NES’a).
Tak jak wciąż wspominam w moich wpisach, granie na emulatorach za pomocą klawiatury mija się z celem. Dlatego też polecam Wam te dwa modele padów:- 8Bitdo SN30 w cenie ok. 116 złotych (dostępny na Allegro, X-kom)
- 8Bitdo Ultimate C w cenie ok. 134 złotych. (dostępny na Allegro, X-kom)
Dziękuję za uwagę i życzę miłego grania !