O tym dziele napisałem już jeden poradnik + erratę, ale… czas na to, bym podsumował ten ekskluzywny dla PS4 tytuł. Co cóż… przyjdzie mi to z trudem, gdyż dosłownie ZAKOCHAŁEM się w tej produkcji do tego stopnia, że sprzedałem podstawową wersje gry i… kupiłem edycję kolekcjonerską:
Kabson przypomina: kupuję wersję kolekcjonerskie filmów/gier jedynie wtedy gdy naprawdę mnie zaciekawi i wprowadzi to “coś” do mojego żywota, a mnie naprawdę ciężko czymś zadziwić… a Pan Fumito Ueda naprawdę stworzył tytuł zapierający dech w piersi gracza z ponad 20 letnim stażem…
Uwaga ! Ten artykuł jest przeznaczony dla osób, które obcowały z tą grą. W tekście umieściłem kilka spoilerków, zatem jeżeli nie chcecie sobie popsuć rozgrywki, radzę już teraz zamknąć tę stronę !
No dobrze, czym w kwestii technicznej jest TLG?
Szczerze… to naprawdę niedopracowana logiczna platformówka,w której więcej czasu spędzimy na gdybaniu gdzie kazać iść Toriko (nie Trico, ale o tym później…) z wciąż głupiejącą kamerą. Przez większość gry walczymy z niesfornością naszej bestii mając wrażenie, że Toriko jest nieprzewidywalny… W kwestii wykonania, gra również nie zachwyca – rozmyte tekstury i proste obiekty wciąż przypominają o tym, że grę tworzyło małe studio przez 10 lat…
No dobrze, więc skoro gra jest tak słabo wykonana – z jakiego powodu ten hype ?
Jestem psychofanem gier spod ręki Uedy. Już ICO dobitnie pokazało nam, że gry potrafią wywoływać emocje. Naprawdę nie wiem, w ile gier grałem w trakcie swojego życia ale te, które wywołały u mnie skrajne emocje można policzyć na palcach jednej ręki.
Pamiętam, jak dobił mnie przerywnik FF VII w którym Sephirot “szaszłykuje” niewinną Areis . Pamiętam również zakończenie MGS3, oraz końcówkę pierwszego etapu The Last of US. Właśnie o tego typu emocjach tu piszę. Tej chęci wywalenia pada daleko za okno…
A takich momentów w TLG jest… cała gra. Serio. Frustracja wywołana przez niesforną bestię wymieszana ze szczątkową fabułą gry powoduje, że łapiemy się za głowy w trakcie pierwszego przechodzenia gry i rozwiązywania jej z reguły błahych zagadek.
Toriko przypomina małego kotka, którego wrzucono do gry z nakazem jak największego przeszkadzania graczowi. Toriko “rozumie” nasze polecenia, jednak nie zawsze potrafi je prawidłowo wykonać. Aby go obronić napiszę, że zazwyczaj podpowiada nam, gdzie udać się w danej lokacji – czasem bawi się łańcuchem, po którym musimy się wspiąć bądź interesuje się z pozoru niewidoczną w ścianie wyrwą, przez którą musimy przejść…
W trakcie kolejnych przejść uczymy się obcować z bestią, która “nagle” zaczyna “kumać” większość naszych poleceń. Przestają nam przeszkadzać archaiczne mechanizmy rozgrywki i zaczynamy czerpać ze świata TLG fun całymi garściami…
No dobrze, bo piszę o Toriko jak o żywym stworzeniu, a to tylko gra 😉 I tutaj tkwi cały sekret tej produkcji. Co prawda nasza opieka nad tym koto-gryfo-ptakiem w trakcie rozgrywki sprowadza się do wyciągania włóczni z jego cielska, bądź karmienia ale niby te proste czynności w powiązaniu z kilkoma skryptami w grze powodują, że naprawdę zaczyna nam zależeć na losie tego mieszkańca The Nest.
Gra nie opowiada fabuły wprost, wiele rzeczy musimy sobie sami dopowiedzieć i… to jest piękne. Naprawdę, dojście do momentu w którym uświadamiamy sobie, że pierwsze próby wykorzystania magicznego lustra powodują u Toriko silny ból, przez co wyje w trakcie wykonywania niby niewinnego polecenia… albo ten moment, gdy nasz przyjaciel bo ciężkiej walce pada bezwładnie na ziemię… a naszym zadaniem jest dostarczyć mu kilka beczek jedzenia z nadzieją, że jakoś “się wygrzebie”…
To jest właśnie to o czym piszę, emocje. I to takie wywoływane w wirtualnym świecie, a nie w przerywnikach. Rozumiem, że większość z Was prawdopodobnie oleje takie niuanse, jednak najnowsza produkcja od Team ICO właśnie na nich polega. Na stworzeniu relacji Toriko-Ty i to autorom udało się naprawdę świetnie.
No dobrze, bo na samym początku nazwałem bestię Toriko a jest ku temu istotny powód. W japońskiej wersji gry Trico nazywa się właśnie Toriko, co w ich języku oznacza “więźnia”. Toriko jest również połączeniem dwóch japońskich słów Tori (ptak) oraz Neko (kot). Prawda, że całkiem fajna ciekawostka ? No to macie na zakończenie hat tricka. Trico również nie wziął się z “powietrza”. Po prostu to połączenie słów ThiRd ICO game, czyli po prostu trzecia gra ze stajni Team Ico.
Podsumowując, jeżeli jesteście posiadaczami PS4 to TLG jest moim zdaniem, pozycją obowiązkową dla każdego gracza. Więc, marsz do sklepu 😉